wydanie piaseczynsko-ursynowskie (nr 487), 2013-06-14
Ostatnie takie towarzystwo
POWIAT/PIASECZNO POWIAT/PIASECZNO Operatorem piaseczyńskiej wąskotorówki jest od 2002 roku Piaseczyńsko-Grójeckie Towarzystwo Kolei Wąskotorowej. Z prezesem Towarzystwa Jerzym Walaskiem i jednym z jego założycieli, Tadeuszem Warszą rozmawia Tomasz Wojciuk
Kiedy powstało towarzystwo miłośników wąskotorówki?
Tadeusz Warsza: Wszystko zaczęło się w 1997 roku. Założycieli było siedmiu. Najpierw byliśmy zarejestrowani jako Towarzystwo Restauracji Grójeckiej Kolei Wąskotorowej. Wtedy kolejka wąskotorowa jeździła sporadycznie. Chodziło o to, aby udrożnić szlak, rozpocząć przewozy turystyczne, ale na początku zabezpieczyć to wszystko, co pozostało po PKP. Niby była tu ochrona, ale wszystko powoli rozkradano.
Kim byli założyciele towarzystwa?
T.W.: Na pewno wielkimi społecznikami i pasjonatami. Jurek Chmielewski późniejszy prezes towarzystwa, prowadził wtedy „Lato z Radiem”, ja byłem przewodniczącym rady miejskiej, do tego doszli Marek Jakubowski, Jurek Madej, Waldek Witkowski, Adam Gertsmann i Janusz Satkowski, potem Waldek Kossakowski.
Od czego zaczęliście?
T.W.: Od statutu. Pierwsze zebranie odbyło się w liceum u Waldka Kossakowskiego. Potem w sądzie zarejestrowaliśmy statut i zaczęliśmy odrestaurowywać wszystko, co się dało. Zaczęliśmy od peronu. Ten peron, który dziś możemy podziwiać na stacji, był wąską ścieżką składającą się z kilku płytek. Reszta, to był piach. Latem na stacji strasznie się kurzyło.
Skąd mieliście fundusze?
T.W.: Problem polegał na tym, że nie mieliśmy. Część materiałów otrzymaliśmy w formie darowizny. Jurek Chmielewski z własnej kieszeni płacił robotnikom. Budynek w którym dziś mieści się towarzystwo na początku był w ruinie, spotykaliśmy się w jednym pokoju, w którym dziś mieści się PCK.
Jerzy Walasek: Jurek Chmielewski był wtedy znaną postacią, część pieniędzy zdobywał od sponsorów. Namawiał ludzi, aby inwestowali w ten projekt, np. replikę jednego z wagonów zasponsorował nam Bank Spółdzielczy w Piasecznie.
T.W.: Tutaj, gdzie w tej chwili jesteśmy, były kiedyś warsztaty. Zaczęliśmy odbudowywać wagony, remontować lokomotywy, parowóz Px48 pojawił się jeszcze za czasów PKP. Potem wzięliśmy się za naprawianie strasznie wyeksploatowanych torów. Dziś mało kto o tym pamięta, ale na początku mieliśmy tu dwa niegroźne wykolejenia, w Gołkowie i przy ul. Pomorskiej, w fatalnym stanie były nie tylko szyny, ale także podkłady, których często zresztą brakowało. Pamiętam, że pierwsze podkłady kupiła nam gmina. Część robiliśmy też sami. Mieliśmy wanny z olejem, w których je namaczaliśmy.
J.W.: Wyremontowaliśmy dach w głównej hali, zrobiliśmy świetliki. Potem na dalsze remonty budynków, m.in. tego w którym dziś znajduje się modelarnia, został wzięty kredyt. I tak powoli wszystko zostało odrestaurowane.
T.W.: Pamiętam, że szlak do Grójca udrażnialiśmy cztery miesiące, to była katorżnicza praca. Potem, gdy trasa była już przejezdna, zaczęli nam kraść tory. Cały czas coś się działo.
W czyim imieniu towarzystwo administrowało majątkiem kolejki?
J.W.: Powiaty powstały dopiero w 2001 roku, przejmując majątek skarbu państwa. Wcześniej nie było tu psa z kulawą nogą. Powiat otrzymał ten majątek w użyczenie od PKP. Nie bardzo wiedział co z tym zrobić, więc podpisał umowę z towarzystwem. Potem starostwo przekazało kolejkę w użyczenie gminie. A potem zaczęły się różne rozgrywki personalne. Dziś sytuacja jest taka, że o majątek kolejki stara się konsorcjum pięciu gmin i powiat piaseczyński. Decydujące rozwiązania dopiero przed nami.
A jaką funkcję pełni
dziś towarzystwo?
J.W.: W tej chwili jesteśmy tu trochę prawem kaduka, ale co by się stało gdybyśmy z dnia na dzień stąd odeszli? Mimo, że nie wiadomo jak się to wszystko potoczy, cały czas dbamy o ten majątek, inwestujemy, jednym słowem zachowujemy się tak, jak by to była nasza własność.
T.W.: Jakby wszystkie zakłady w Polsce pracowały tak jak my, to byśmy mieli w Polsce dobrobyt. Mamy tu zatrudnionych na stałe sześć osób, które robią różne rzeczy począwszy od prostych prac fizycznych, a skończywszy na specjalistycznych naprawach technicznych, będąc jednocześnie wzorem i skarbnicą wiedzy dla młodych ludzi interesujących się kolejnictwem. W sezonie zatrudniamy jeszcze pracowników z urzędu pracy.
J.W.: A prosperujemy chyba nienajgorzej, bo w ubiegłym roku mieliśmy około 900 tys. zł obrotu. Dochody czerpiemy nie tylko z biletów, ale także z reklam i wynajmowanych pomieszczeń.
Jakie macie plany na przyszłość?
J.W.: Chcemy, żeby wyjaśniły się kwestie własnościowe, żebyśmy mieli wreszcie swojego pana. Chcemy też aby pewnego dnia kolejka dojechała do Nowego Miasta nad Pilicą. Nie stanie się to w najbliższym czasie, ale może kiedyś...
Czego wam życzyć?
J.W.: Tego samego co kolejce, kolejnych 115 lat.
Tomasz Wojciuk