wydanie grójeckie (nr 572), 2015-04-17
Głośna wielkanocna tradycja
POWIAT Jeszcze do niedawna w świąteczną niedzielę o świcie w pobliżu kościołów, gdzie odprawiano rezurekcję, słychać było huki wystrzałów i kłębił się dym. Dzisiaj to już tradycja zanikająca, tak samo jak poranne nabożeństwo kończące triduum paschalne. Tylko gdzieniegdzie kultywowany jest ten obyczaj dla upamiętnienia łoskotu walących się kamieni, gdy Jezus zmartwychwstał z grobu
W powiecie grójeckim zwyczaj ten kultywowany jest już tylko w Błędowie. Co więcej, strzelanie podczas rezurekcji przechodzi tu z pokolenia na pokolenie. W ten niedzielny, świąteczny poranek błędowian od zawsze budzi huk moździerzy. Oczywiście każde strzelanie wymaga przestrzegania zasad bezpieczeństwa. Dlatego w Błędowie organizuje je i nad wszystkim czuwa miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna. A jak to wyglądało w minione Święta Wielkanocne?
W huku wystrzałów
- O godzinie 6 rozpoczęła się msza rezurekcyjna – mówi Bogdan Sarwiński - i uroczysta procesja prowadzona przez księdza proboszcza Leszka Brulińskiego, w asyście strażaków z OSP Błędów i OSP Gołosze. Procesji towarzyszyła orkiestra Dęta OSP Błędów pod batutą kapelmistrza Krzysztofa Sułowskiego i chór parafialny pod dyrekcją organisty Piotra Zaradkiewicza. Po mszy rezurekcyjnej, w odnowionej siedzibie OSP Błędów, odbyło się śniadanie wielkanocne. Honory gospodarza pełnił prezes Mirosław Krajewski – kończy Bogdan Sarwiński.
Specjalne moździerze
Dzisiaj, jeżeli nawet gdzieś strzelają, to z chińskich petard. A w Błędowie – jak słyszeliśmy - od lat te same własnoręcznie robione moździerze i ta sama receptura prochu. Dawniej wykonywał je miejscowy kowal. Z czego strzelano? Był to stalowy walec FI 50 mm, długości 100 mm z nieprzelotową dziurą w środku FI 20 - 25 mm. Do podstawy walca przyspawany był 1,5-metrowy pręt zbrojeniowy, służący jako rączka. W dziurę sypało się kilka gramów kalichlorku (KClO3 + S) i zatykało czymś, co przypominało kawałek pręta stalowego FI 10 - 15 mm. Całym zestawem uderzało się o kamień lub ścianę – powodując wybuch. Jeżeli ktoś nie miał umocowanej iglicy, zabawa była niebezpieczna (tzw. lunek leciał nie wiadomo gdzie). Dlatego też księża pozwalali na użycie moździerzy wyłącznie z iglicą przymocowaną do specjalnego łańcuszka. Dzisiaj, jak już zaznaczyliśmy, odchodzi się od tego niebezpiecznego obyczaju.
Leszek Świder