wydanie pruszkowsko-grodziskie (nr 705), 2018-02-09
Kobiety o kobietach, które trzeba przypomnieć
MILANÓWEK W niedzielę miał premierę drugi tom książki „Milanowianki”. To opis losów 16 kobiet, których życie odcisnęło się na dziejach miasta, a dziś niewiele osób o nich pamięta
Przywrócenie pamięci i wiedzy o kobietach przez lata mieszkających, tworzących i pracujących w Milanówku, za swój cel wzięło stowarzyszenie Milanowianki. – To zaskakujące, że w naszym mieście są jedynie dwie ulice, którym patronują lokalne bohaterki. Na różne sposoby pokazujemy, że grono kobiet, które miały wpływ na powstanie i rozwój Milanówka jest znacznie większe – podkreśla Hanna Musur – Bzdak, prezes Milanowianek. Co ciekawe organizacja zajmująca się „herstorią” połączyła nie tylko płeć piękną, ale również mężczyzn; członkami stowarzyszenia są zarówno 18-latek, jak i 86-letnia seniorka.
Inspiracją do powstania projektu była postać i praca Felicji Witkowskiej, której życie i dorobek – na długie lata zapomniane – ożyły podczas Festiwalu Otwarte Ogrody 2013.
Drugi tom „Milanowianek” ukazał się w 3 tys. egzemplarzy. Pierwsze 500 rozeszło się podczas niedzielnej promocji, w trakcie której aktorzy czytali fragmenty wydawnictwa. Książkę wydaną w ramach środków uzyskanych od samorządu miasta Milanówek – bezpłatnie – można otrzymać w milanowskiej bibliotece publicznej.
To wpadnij do Noińskiej!
Nowo wydane „Milanowianki” to 15 tekstów, w których opisano 16 bohaterek. – Wszystkie są wyraziste, charakterystyczne i silne – zaznacza Hanna Musur – Bzdak.
Za tekstami stoi 10 autorek. Dorota Wojciechowska opisała aktorkę Stefanię Błońską po rozmowie z jej synem. Drugą opisaną kobietą jest Leokadia Noińska – babcia pani Doroty – Babcia była znaną osobą, w Milanówku mówiło się: To wpadnij do Noińskiej. Wiele kobiet przychodziło tu po poradę w różnych sprawach, np. gdzie szukać pracy, dokąd wysłać dzieci na kolonie, lub po pomoc w napisaniu podania. To między innymi sprawiło, że babcia założyła w 1946 roku Ligę Kobiet. Przez 2,5 roku jej przewodniczyła – opowiada autorka.
Opowieść o swojej mamie, Irminie spisała Ewa Suknarowska-Drzewiecka. Z kolei Anna Lewenstam opisała postać lekarki Sabiny Dembowskiej, która jest w Milanówku znana z niezwykłego oddania pacjentom: „Doktor Dembowska, nawet będąc już na emeryturze, zawsze była gotowa pomagać w trudnych sytuacjach. Gdy trzeba było wezwać ją do skomplikowanego porodu, dzwoniło się do niej do domu (mieszkała przy Słowackiego 3) i mówiło, że jej obecność jest konieczna, bo lekarze na dyżurze nie mogą sobie sami poradzić. Następnie budzono furmana, który zaprzęgał konia Baśkę do wozu i przywoziło się lekarkę do szpitala, a po wszystkim – odwoziło”.
Ewa Kozak opowiedziała o swoich niezwykłych babciach: Marii z Rudzińśkich Froelichowej oraz Aliny Mamont. Alina pozostawiła po sobie spisaną historię rodzinną i na bazie jej zapisków powstał jeden tekst. Drugiej babci Ewa nie poznała.
Bo pani Bronisława kochała kwiaty
Kolejna autorka, Anna Kuldanek powróciła do tematu Bronisławy Lasockiej („matki” Milanówka), dotarła do nowych materiałów i opisała życie w dworze Lasockich: „Bronisława nigdy nie uważała się za „wielką panią”. Nie traktowała pracowników folwarcznych z wysoka. Rozliczała ich wyłącznie z wykonywanej pracy. I w tym była bardzo surowa. Sama, tak jak wszystkie miejscowe kobiety, ciężko pracowała w folwarku, handlowała, szyła, dbała o dom i dzieci. Jej gospodarstwo kwitło. W przenośni i dosłownie. Bo pani Bronisława kochała kwiaty. Mówiono, że miała do nich rękę. Klomby i gazony znajdowały się głównie po stronie tarasowej, ale nie tylko. Z każdego wolnego skrawka ogrodu uśmiechały się do ludzi kwiaty.
Agata Markiewicz napisała tekst o Iwonie Dornarowicz – duszy milanowskiego T-artu. Pani Iwona (która była redaktorką całego tomu) twierdzi, że tekst trafnie oddaje jej charakter i jest z niego zadowolona. Drugą bohaterką Agaty była Halina Truskolaska: – Koleje losów Haliny robią wrażenie. Jest w nich uwikłanie w historię, podnoszenie się po kolejnych trudnościach i przeciwnościach, jest wreszcie pewna symbolika zdarzeń – tłumaczy autorka. Hanna Musur-Bzdak przybliżyła natomiast historię Anieli Tatur (córki fotografki Felicji Witkowskiej). Aniela to bohaterka bardzo ciepła, serdeczna. Oczywiście z doświadczeniem wojennym za sobą, wyróżniona tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. – Czego nie lubiła? Języka niemieckiego. Znała go bardzo dobrze, ale po wybuchu wojny przestała używać. Mówiła, że nie pamięta ani jednego słowa. Jej córka wspomina, że wiele lat po wojnie podczas wycieczki do Gdańska zaczepił je młody Niemiec i pytał o drogę. Nawet wtedy się nie przełamała – odnotowuje pani Hanna.
Drugą opisaną przez nią bohaterką była Aleksandra Rogowska – harcmistrzyni, działaczka społeczna, która prowadziła tajne komplety w Domu Kalksteina, uczyła biologii i geografii.
Lucy potrafiła zachować zimną krew
Natomiast Barbara Kaszycka jest i bohaterką książki i autorką jednego z biogramów. Pani Basia napisała o nauczycielce Ludwice Myślickiej, o której pamiątki zdobyła przypadkiem. Z kolei o Barbarze Kaszyckiej napisała Grażyna Witwicka – Kilar. Było to wyzwanie, ponieważ pani Barbara jest bardzo lubiana w Milanówku, ma też wiele pasji. Pani Grażyna spisała także wspomnienie o Jadwidze Orłowskiej. Z kolei postaci Lucy Markowskiej i Heleny Czyżewicz (matki i córki z willi Halinówek) opisała Elżbieta Kubek. – W ciężkich czasach okupacji Luiza potrafiła zachować zasady konspiracji i zimną krew – czytamy w książce. Helena Czyżewicz, śmieje się, że całe życie mieszka pod jednym adresem. W Milanówku znana jest wielu mieszkańcom jako pani Lala. „Pani Helena nie zapomina o swoich węgierskich korzeniach i chętnie dzieli się wiedzą na temat losów Węgrów, przebywających w Milanówku i okolicy podczas II wojny światowej. A ta wiedza jest naprawdę duża! 27 maja 2015 roku odwiedziła ją telewizja węgierska, aby nagrać wywiad do filmu dokumentalnego „Węgierski korytarz: Warszawa 1944”. Film ten został przetłumaczony i miał swoją polską premierę w Muzeum Powstania Warszawskiego 30 maja 2017 roku.
Dziękuję pani Hannie Musur – Bzdak za pomoc w napisaniu tekstu.
Piotr Chmielewski