wydanie grójeckie (nr 459), 2012-10-26 Rallycross zdobędzie serca widzów Jeżeli Krzysztof Skorupski utrzyma tempo i będzie poprawiał swe miejsce w mistrzostwach Europy Rallycoss, regularnie przeskakując ze stopnia na stopień podium - w przyszłym sezonie powinniśmy mieć mistrza Starego Kontynentu. Przed rokiem cieszyliśmy się z trzeciego miejsca, a teraz możemy świętować tytuł wicemistrzowski mieszkańca Trzylatkowa (gmina Błędów). Mistrzem Europy został Norweg Andreas Bakkerud
Słyszałem, że urodził się Pan z kluczem sztorcowym w ręku..?
Pewnie niewiele brakowało. Tata ma w Trzylatkowie zakład samochodowy, więc na pewno motoryzację, a przynajmniej trochę benzyny mam we krwi. Już w szkole podstawowej wiedziałem, że będę rajdowcem. Raz nawet pobiłem się z kolegą, gdy nie chciał wierzyć... Gdy wybrałem technikum samochodowe przy ul. Jana Pawła II w Warszawie, tata za dobry wybór kupił mi szajowóz (to dziwny pojazd typu baggi, który doskonale nadaje się do nauki rallycrossu). Krzysztof Szajkowski, twórca auta, podczas wycieczki na Targi Motoryzacyjne w Dreźnie, gdy dowiedział się, że mam już pojazd jego konstrukcji, zaprosił mnie na testy do Słomczyna. I tak to się zaczęło...
Początki okazały się trudne...
Tak bardzo, że po kilku pechowych startach, gdy coś w autku defektowało, miałem już ochotę zrezygnować. Ale następne zawody wygrałem i wszystko się zmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tata postanowił trochę zainwestować w syna i... cztery kolejne rundy zakończyły się moimi zwycięstwami. W następnym sezonie wystartowałem już w seicento. Po trzech niezbyt udanych rundach, później były już miejsca na podium. Ostatecznie jednak zająłem trzecie miejsce, z taką samą ilością punktów, co wicemistrz i o jeden mniej od mistrza. Nauka nie poszła w las. Dwa następne sezony były już moje. Nie dałem rywalom żadnych szans. Postanowiliśmy spróbować sił w poważnym ściganiu. Kupiliśmy wysłużonego volkswagena polo 1600.
Z tym autem wiąże się ciekawa historia. To nie jest polo prosto z fabryki...
Może to będzie spore zaskoczenie dla wielu fanów, ale autko wyprodukowano w 2008 r., a może nawet wcześniej. Rywale z podziwem kiwają głowami nad tym samochodem. Nie mogą wyjść z podziwu, że takim staruszkiem da się jeszcze, w dodatku skutecznie, rywalizować z rallycrossowymi nowościami. Kupiliśmy polo od rosyjskiego milionera hobbysty, który co rok budował sobie nowy samochód. Właściwie kupiliśmy pojazd w częściach, mocno sfatygowany. Udało się go odbudować, ale od początku wiedziałem, że nowoczesnością mojego polo żadnego z rywali nie zaskoczę. Ale była jedna wielka zaleta - był tani. Kosztował nas połowę ceny rallycrossowego volkswagena. Od czołówki dzieliło mnie jednak około 25-30 KM.
Ale nie chciał Pan walczyć od razu z najlepszymi. Zamierzał najpierw podbić strefę Europy Centralnej. Dopiero po pierwszych czterech rundach wygranych „w cuglach”, zmienił Pan zdanie. Była jednak połowa sezonu...
Dalej w tzw. strefie nie było sensu jeździć. Wygrywałem o pół okrążenia, nie było żadnej walki. Postanowiliśmy spróbować sił w Mistrzostwach Europy Rallycross, zdając sobie sprawę, że startując w połowie sezonu jedziemy po naukę.
Na dobry początek - jak się później okazało - wybraliście rundę w Szwecji. To chyba najbardziej popularny tor. Słyszeliśmy opinię, że dopiero tam poznaje się wszystkie uroki rallycrossu. Czy to prawda?
Nie może być inaczej, skoro zawody obserwuje i dopinguje nas 30 tys. widzów. Tam naprawdę można się poczuć, jak na piłkarskim stadionie. Przyjechaliśmy w czwartek, spodziewając się, że będziemy jednymi z pierwszych, tymczasem tam trwała już jednak wielka impreza. W otaczającym tor lesie powstało fantastyczne miasteczko. Nieziemska atmosfera motoryzacyjnego święta towarzyszyła nam już do końca zawodów.
Przyjechałem, zobaczyłem i zwyciężyłem - można w tych trzech słowach zamknąć pana pierwszy start w Mistrzostwach Europy Rallycross w klasie 1600?
To się nie da opisać. Rywale byli wstrząśnięci. Jakiś nikomu nieznany Polak rozstawił ich tu po kątach. W dodatku w najbardziej cenionej rundzie całych mistrzostw. Po zawodach przychodzili, oglądali samochód i nadziwić się nie mogli, że taki szczypior (miałem wtedy 21 lat) sprawił im w czymś takim lanie.
Później poszło jak z płatka, niemal same zwycięstwa...Leszek Świder
Brak komentarzy dodaj komentarz komentarz będzie widoczny po akceptacji przez administratora
|